wielka pochwała życia [„Chce się żyć”]

Oglądalność filmu to nie tylko jego popularność w kinach czy telewizji. Oglądalnością nazywam to, w jaki sposób dany obraz na mnie oddziałuje, pozytywnie lub negatywnie. Mam swój mały prywatny podział tej jasnej strony oglądalności filmów – są takie, które się ogląda i takie które się przeżywa. Chce się żyć w reżyserii Macieja Pieprzycy należy do tych ostatnich. To jeden z najbardziej wyjątkowych filmów, jakie w ogóle udało mi się zobaczyć, a świadczy o tym fakt, że jest dopiero piątym, któremu udało się mnie wzruszyć.

To film tak pozytywny i krzepiący, a do tego zabawny, mądry i po prostu uroczy, że choć tematyka do śmiechu nie zachęca, to szeroki banan gościł na mojej twarzy przez większość seansu. Podobne odczucia miałem przy okazji Pół na pół (2011) i Nietykalnych (2011). Takie przedstawienie nieuleczalnej choroby zdarza się w kinie rzadko, w polskim filmie jeszcze nie widziałem. Chce się żyć to absolutnie światowy poziom. Nie uświadczysz w nim ckliwości ani heroizmu, jakże charakterystycznego dla „historii opartych na prawdziwych wydarzeniach”. Za to ciepło – tony grzejącego serce i duszę, zwyczajnego ludzkiego ciepła.

Fakt, że ta historia miała miejsce w realnym życiu tylko podkreśla nieprzeciętność filmu Pieprzycy. Zaś Mateusza należy rozpatrywać w kategoriach bohatera, zwycięzcy, który wygrywa tym, że otwiera oczy każdego ranka. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie, co czują osoby cierpiące na porażenie mózgowe. Po Chce się żyć w dalszym ciągu nie jestem. Ale nie taka rola tego filmu. Owszem, można dowiedzieć się jak oni funkcjonują, ale ta percepcja wkracza na zupełnie inny poziom. Z natury nie znoszę poczucia litości, żalu. Ani przez chwilę oglądając Chce się żyć nie dane mi było tego doświadczyć. Czułem za to niemożebny podziw, jak podczas oglądania Motyla i skafandra (2007). Wielka pochwała życia, największej wartości.

Film jest wielki z wielu powodów. Pierwszorzędna forma, poukładany scenariusz i mistrzowskie prowadzenie Pieprzycy zapewniają najwyższy komfort jego lektury. To co wyprawiają jednak Kamil Tkacz i przede wszystkim Dawid Ogrodnik wychodzi poza pojęcie! To aktorstwo na miarę każdej nagrody świata, przywodzące na myśl takie kreacje jak Daniela Day-Lewisa z Mojej lewej stopy (1989) czy Roberta De Niro z Przebudzeń (1990). Ogrodnik osiągnął fenomenalny efekt, dzięki długim rozmowom z prawdziwym Mateuszem i swoistym zaadaptowaniem na polskim gruncie słynnej Metody Stanisławskiego – nie wychodził z roli nawet w przerwach między zdjęciami. Wielkie aktorstwo.

Chce się żyć to jak na razie najlepszy film 2013 roku, w ogóle, nie tylko polski. Jestem jeszcze ogromnie ciekawy Idy Pawła Pawlikowskiego, która wygrywa ostatnio festiwal za festiwalem, notabene także z udziałem Ogrodnika. Nachodzi mnie refleksja – mając do dyspozycji takie filmy jak autorstwa Macieja Pieprzycy czy właśnie twórcy Kobiety z piątej dzielnicy, PISF wybiera Wałęsę na polskiego kandydata do Oscara… Zaśniedziałość tej instytucji jest zatrważająca.

Mniejsza z tym – idźcie na Chce się żyć! Więcej niż warto! I nie kupujcie popcornu – i tak w pewnym momencie przestaniecie go chrupać 🙂 .

Moja ocena: 9,5/10

Foto: Filmweb

Dodaj komentarz: